wtorek, 29 września 2009

Rozdział II






















Uciekaliśmy przez zieloną gęstwinę lasu, nikt nas jednak nie gonił, więc ucieczka wydawała się być zupełnie irracjonalna. Jakiś czas później przestaliśmy biec. Kobieta zaprowadziła nas do domu w jaskini, kazała nam zaczekać, a sama wyszła, niknąc w mgle. Usiedliśmy i teraz miałam czas zastanowić się, czemu uciekaliśmy przed nikim, czemu biegliśmy przez średniowieczną wioskę, gdzie ludzie pchają wozy, wieśniacy biegają za sobą z kosami na bosaka, domy mają dachy ze słomy lub w ogóle są lepiankami z gliny. Nagle przypomniałam sobie, jak przez chwilę patrzyłam z okna wieżowca i powróciłam do czytania gazety. W niej czytałam o Amber Rosemary... czytałam o sobie.
- Już wiem, jak się nazywam - wyznałam cicho mojemu towarzyszowi, ufałam mu. - Amber Rosemary. Mieszkałam w cywilizowanym mieście, to, co mijaliśmy, wcale tego nie przypominało. - podniosłam głos. -  - To coś jak średniowiecze! Co my tu robimy?! Skąd się tu wzięliśmy?! - straciłam panowanie nad sobą i zaczęłam piszczeć jak najęta.
- Nie wiem co się dzieje, więc daj mi spokój. - zdenerwował się chłopak. Miał okropne wahania nastrojów.
Ale z niego gbur.
- Czemu jesteś taki?! - wygarnęłam mu ostrzegawczo machając mu przed nosem palcem.
- Mam ku temu powody. - burknął, odwracając głowę.
- Niby jakie? Oświeć mnie proszę, o panie. - już cała dygotałam, jednak miałam jeszcze siłę na ironię.
- Bo ja tą kobietę skądś znam, nie wiem skąd, ale mam co do niej bardzo złe przeczucia. Jej zamiary nie muszą być dobre. Już ją kiedyś spotkałem, nie wydaje mi się, aby była ona miłą osóbką. - wyszeptał.
A ja myślałam, że intuicja to atut kobiet. Ale tą uwagę zostawiłam dla siebie.
Za jakiś czas wróciła podejrzana kobieta - wybawicielka, zdjęła kaptur i naszym oczom ukazała się przepiękna dama o twarzy anioła. Kości policzkowe podkreślały jej leciutko zaróżowione policzki, na ramiona opadały złote, faliste kosmyki włosów, patrzyły na nas, jak zaczarowane duże, brązowe oczy obwiedzione czarnym węgielkiem. Wszystko wraz z jej strojem i śniadą cerą doskonale ze sobą współgrało. Mogłoby to uśpić czujność każdego. Coś mnie tknęło, zaczęłam przyglądać się mojemu towarzyszowi. Miał czarne włosy, niebieskie kocie oczy, cerę bez żadnej skazy. Był raczej wyższy ode mnie lecz nie mogłam się dokładnie upewnić, gdy siedzieliśmy. Mój egoizm i pycha odezwały się i miałam ochotę już zapytać o lusterko, by się w nim przeglądnąć, lecz powstrzymałam się. Zrozumiałam bowiem w ostatniej chwili, jaka to głupota w takiej dziwnej i krępującej sytuacji. W tym czasie, gdy dumałam nad urodą kolegi i własną pychą, kobieta usiadła przy nas i zaczęła się nad czymś poważnie zastanawiać.
-To ona, to Klara! - szepnął chłopak ze strachem w oczach.


--------------------------------
Z dedytką dla Jagi, bo ma nerwy do moich błędów ;PP
^^
KaśQ.

2 komentarze: