sobota, 31 października 2009

Rozdział VI






















- AAAACH! - wydarłam się jak opętana, obudzona nagle jak po jakimś koszmarze, tyle że mi się nic nie śniło.
- Ugh. - Brakło mi tchu, wzięłam kilka głębokich wdechów, aż po paru minutach oddech mi się uspokoił.
Nie byłam pewna czy nadal śnię i to co mgliści pamiętam było snem czy nie. Otworzyłam oczy lecz od razu zamknęłam je z powrotem.
- Razi - syknęłam. Tym razem odchylałam powieki powoli.
- Ałł - jęknęłam znowu, bo choćbym nie wiadomo jak powoli otwierała oczy i tak strasznie mnie raziło.
Mój wzrok powoli przyzwyczajał się do światła. Rozejrzałam się wokół.
-Hmm. - Ale gdzie ja jestem, zaczęłam myśleć. Popatrzyłam przed siebie lecz znów coś piekielnie mnie raziło. Przecież patrzyłam w dół, to jak to możliwe, że... - urwałam myśli, bo zaczęłam podziwiać widok, najpiękniejszy jaki do tej pory widziałam. Słońce odbijało się od tafli wody, że prawię oślepłam lecz teraz gdy mój wzrok się przyzwyczaił ujrzałam iskierkową kolonie, która jakby bawiła się na rzece. Promienie słoneczne odbijające się od wody tworzyły przepiękny widok małych tańczących iskierek, jakby gwiazdeczek, które zleciały z nocnego nieba na ziemie by pokazać mi swoją całą okazałą piękność. Tańczyły tak figlarnie, tak zabawnie, aż wywołały uśmiech na mojej twarzy.
Gdy przestałam zachwycać się nad tą dziwną, iskierkową dyskoteką na wodzie zaczęłam w końcu rozglądać się wokół siebie.
 Byłam na środku wielkiej polany, na której nie było ani śladu dęba, czy trupów albo kropli krwi. Po prostu łąka, jedna wielka polana, rzeka a za nią znów polana. Nic nie było widać na horyzoncie jakby ta łąka była wielkim bezkresem, ona tworzyła wręcz drugi kosmos, choć kto wie gdzie jesteśmy, teraz to chyba wszystko jest możliwe, no pewnie oprócz z martwych wstanie. Lecz mimo tej ponurej myśli i tak żywiłam głęboką nadzieje, że to co pamiętam nie wydarzyło się na prawdę.
 Wstałam, jeszcze raz się rozglądnęłam. Nic tu nie było oprócz kwiatów, trawy, ziemi i wody, nic, żadnego żywego ducha, nawet małej muszki czy komara denerwującego swoim bzykaniem. Brakowało tu tego "czegoś", tej magii. Nie czuć tu było życia, nic zupełnie nic.
 Nie wiedziałam co zrobić, nie będę przecież biegła nie wiadomo gdzie, bo tu nic nie ma. Może popłynę rzeką kawałek? W końcu wygląda na płytką, przynajmniej przy brzegu.
 Tak więc mając zamiar popłynąć z prądem rzeki odwróciłam  się z powrotem w jej stronę.
- AAAA! - przewróciłam się, a przede mną stała mała rudowłosa dziewczynka.


----------------------------------------
Wymęczyłam się z tym rozdziałem, strasznie.
Uhhh.
KaśQ.