niedziela, 11 kwietnia 2010

Rozdział X






















-C-co? Ale czemu? - przestraszyłam się jej obecnością.
Amanda nie odpowiedziała tylko popatrzyła się na mnie wzrokiem szukającym ofiary do mordu. Niestety jej wzrok padł na mnie.
Zaczęłam powoli się wycofywać, a ona wraz z moimi krokami przybliżała się do mnie powoli.
Zobaczyłam, że Josh się obudził i patrzył zdziwiony na mnie i rudowłosą dziewczynkę. W momencie gdy przeniosłam wzrok z Josha na Amandę zobaczyłam, że nie wpatruje się już we mnie tylko w niego.
-Uciekaj - wykrzyczałam, chwyciłam gruba gałąź leżącą na ziemi i uderzyłam nią w tył głowy Amandy.
Josh szybko się podniósł i rzucił na nią, powalając na ziemie. Była nieprzytomna.
-Znajdźmy jakieś liny i ją zwiążmy - wpadłam na pomysł.
-Po co?! Trzeba ja zabić!
-Nie ma mowy! Ona mi pomogła i możemy się jeszcze od niej czegoś dowiedzieć.
-A jeśli znów zaatakuje? Pomyślałaś o tym, że następnym razem to my możemy skończyć tak jak ona teraz, a nawet gorzej?!
-Czemu się tak na to uparłeś? Poza tym, zabijesz nieprzytomnego i bezbronnego człowieka?
-Kto wie czy w ogóle jest człowiekiem.
-A choćby nie, to i tak jest to istota mająca uczucia i odczuwająca ból.
-To czemu zaatakowała? Hmm?
-Nie zrobiła tego! Ona z reszta przymierzała się na ciebie - coś mi zaświtało w głowie - i chyba miała ku temu jakiś powód, bo zabiła by mnie o wiele wcześniej, a miała okazje.
-Tak, teraz to ja jestem ten zły. Przepraszam ale to ja cie przed NIĄ obroniłem.
-Wielki rycerzyk się znalazł. Raczej obroniła CIEBIE gałąź, za pomocą mojej dłoni.
Josh umilkł, popatrzył się na mnie wzrokiem, którego nie umiałam rozszyfrować i puścił Amandę.
-Proszę rób sobie z nią co chcesz, lecz ja ci nie pomogę, ani nie obronie jeśli twoja przyjaciółeczka zechce cie uśmiercić. - prychnął i zaczął kierować się w stronę lasu.
-Gdzie idziesz? Zostawiasz mnie tu? - próbowałam uaktywnić jego sumienie, lecz bez skutku. Nie odpowiedział tylko zniknął pomiędzy drzewami.
-No pięknie - mruknęłam pod nosem, sama do siebie.
Spod głowy Amandy wpłynęło dużo krwi, a jej oczy znów wpatrywały się we mnie. Chwyciła mnie za kostkę, wbijając paznokcie aż poleciała krew. Syknęłam z bólu i próbowałam się wyrwać, bezskutecznie.
-Ja już nie dam rady, teraz to ty musisz go zabić. Inaczej nigdy nie wrócisz do domu. - jej uścisk się zwolnił, a martwe oczy wpatrywały się w wieczną pustkę, gdzieś na drugim świecie.


------------------------------------------------------------
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam nowego rozdziału ale nie miałam weny ani chęci.
Dopadł mnie wiosenno-zimowy leń. xd
I mam nadzieje, że się rozdział spodoba ^ ^
a jak nie to... trudno ;PP
Satyratorka.